FORUM EZOTERYCZNO WRÓŻBIARSKIE WRÓŻBY ONLINE

1 pytanie gratis na portalu (WRÓŻBA)

Ogłoszenie

Witam na forum Wróżby Online Jest to była strona wrozby.mojeforum.net

#1 2013-12-30 23:30:12

Anna Bettil

Udzielajacy się

48454062
Zarejestrowany: 2013-12-27
Posty: 207
Punktów :   

Zbawienne oczyszczanie

Beata_Kalinowska napisał:

Zbawienne oczyszczanie

Śmierć pojawiła się u Ewy miesiąc po porodzie. Stanęła przy łóżku i czekała na jej duszę. Była pewna swego: spowodowała raka macicy i dwa ciężkie krwotoki. No i proszę, po trzecim dusza Ewy uleciała w górę. Ale medycy łaps duszę za nogi. To śmierć ją za głowę. Tak się szarpali, aż dusza wróciła do ciała. Przy czwartym wylewie krwi lekarze również się uszarpali z kostuchą. Ta pomyślała ze złością: "Jako chcesz tak się wierć, wszędzie cię dosięgnie śmierć. W końcu twoja choroba jest nieuleczalna. Poczekamy."
Nie doczekała się śmierć. Ewa Hankiewicz, lekarka, poprosiła w szpitalu o separatkę. W tajemnicy przed całym światem odstawiła leki i jedzenie. Piła tylko własną urynę, którą się również nacierała. Minął tydzień, drugi, wciąż żyła, a nawet nabierała sił. Po 5 tygodniach postu urynowego wstała. Uleczona.
Przyglądała się bezradności lekarzy na co dzień. Przed czternastu laty ukończyła lubelską Akademię Medyczną. Zrobiła specjalizację z neurologii. Pracowała w szpitalu, jeździła z pogotowiem. Medycyna konwencjonalna nie umiała wyleczyć wielu schorzeń neurologicznych. Ba, nie radziła sobie ze zwykłymi korzonkami. Goryczy dopełniła w Ewie śmierć jej brata. W ciągu dwóch miesięcy zmarł na nierozpoznanego chłonniaka złośliwego. A może zabiła go chemia? Dzisiaj Ewa myśli, że chemia.
Straciła wiarę w sens medycyny. Chciała nawet zrezygnować z zawodu. Wybrała jednak inną drogę. Zaczęła uczyć się medycyny niekonwencjonalnej na różnych kursach. Wszystkie techniki lecznicze i diety próbowała na sobie. Pewnego dnia zrozumiała, skąd bierze się medyczna bezradność. Lekarze widzą każdy organ osobno i każdy osobno leczą. Ona patrzyła na chore miejsce w zestawieniu z całym organizmem.
Była pierwszą swoją pacjentką - sama sobie uratowała życie mimo dwukrotnej śmierci klinicznej. Od tego czasu doktor Ewa wykorzystuje całą wiedzę medyczną i niekonwencjonalną do diagnozowania i terapii. W lecznictwie tradycyjnym samo gruntowne przebadanie pacjenta bywa drogą krzyżową - długą, męczącą i kosztowną. A mądre urządzenia zawodzą. Ofiarą błędu w badaniu padł ojciec Ewy. W miejscu dwukrotnego operowania przepukliny pojawił się nowotwór o kształcie kalafiora. Córka namówiła ojca na post urynowy. Po siedmiu dniach badania szpitalne nie wykryły śladu guza. Mężczyzna jednak bardziej wierzył "szkiełku i oku" niż córce. Przerwał post. Wkrótce guz przebił się do jamy brzusznej. Ojciec żył jeszcze pół roku. Z pokorą pił urynę, dzięki czemu nie musiał brać morfiny i nie cierpiał.
Badanie pacjentów i diagnoza zabiera Ewie kilkanaście minut. Robi to radiestezyjnie (wahadełkiem) oraz akupresurą (badaniem punktów na stopie).
Nie można oddzielić serca od jelit - mawiał profesor Garnuszewski - wybitny specjalista od akupunktury. Ewa Hankiewicz lubi powoływać się na tę myśl. Podczas pierwszej wizyty pacjenta przeprowadza bardzo długi wywiad. Po latach praktyki stwierdziła parę prawidłowości. Na przykład większość pacjentów, bez względu na rodzaj choroby, cierpi na zaparcia. Z kolei astmatycy lubią mleko i jego przetwory. Tymczasem tylko do czwartego roku życia nasz organizm produkuje enzymy umożliwiające trawienie mleka. Potem, połowicznie rozłożone, wędruje z krwią zostawiając w naczyniach wieńcowych rodzaj śluzu, który szkodzi oskrzelom, płucom i sercu. Pewien mężczyzna dostał zawału po 10 latach wypijania 2 litrów mleka dziennie.
A jeśli chodzi o raka piersi, Ewa stwierdziła, że wszystkie jej pacjentki z tą przypadłością nosiły staniki z fiszbinami! Metalowe druty zakłócają energię tych delikatnych części ciała.
Najpierw trzeba oczyścić organizm. Dzisiaj przeciętny człowiek ma mało ruchu, kupuje żywność przetworzoną i skażoną chemią, więc nosi w jelitach od 6 do 20 kilogramów kału! W ich poskręcanych załomkach latami odkładają się kamienie kałowe. Potrafią zalegać tam 20, a nawet 30 lat i promieniują na najbliższe narządy toksynami. Są jak bomba jądrowa, wywołująca łańcuch reakcji. Powstaje nawet trupi jad.
Zapomnieliśmy o lewatywach, które do końca dziewiętnastego wieku powszechnie stosowano jako zdrowe czyszczenie jelit. Modne dzisiaj tabletki na przeczyszczenie niszczą wyściółkę jelit, ale nie ruszają kamieni kałowych. Tymczasem nawet Biblia nakazuje, by dynię wydrążoną i napełnioną wodą zawiesić na drzewie, a rurkę bambusową dołączyć...
Należy również oczyszczać wątrobę. Medycyna tybetańska uważała ją za królową, która karmi wszystkie narządy puste i pełne. Prawie każdy człowiek, choć o tym nie wie, ma kamienie w drogach żółciowych, a jego wątroba gorzej przez to pracuje. Przynajmniej raz w roku powinno się ten organ wypłukać. Nie jest to przyjemny sposób, ale czego się nie robi dla zdrowia?
Kuracja ta trwa miesiąc i polega na wypijaniu określonych ilości oliwy z oliwek oraz świeżego soku cytrynowego, a także okładaniu brzucha ciepłymi kompresami z rycyny. Wątroba podnosi wówczas larum i produkuje ogromne ilości żółci, która usiłuje się przedostać kanałami do żołądka. Ale drogę tamują jej kamienie. W przewodach wytwarza się duże ciśnienie. Sok z cytryny zmiękcza kamienie (wyglądają jak grudki z ciemnozielonego wosku), ciepły kompres rozszerza drogi żółciowe i w końcu żółć przepycha kamienie do jelit, skąd wydostają się na świat. Przez dwa dni człowiek czuje się, jakby mu przejeżdżał po brzuchu walec drogowy, który wyciska wszelkimi otworami całe świństwo z wątroby, jelit i żołądka. Kiedy pacjeny zobaczy, jakie paskudztwo miał w sobie, zaczyna rozumieć, na czym polega zdrowie.
Organizm oczyszczony i wzmocniony sam zaczyna się uzdrawiać.
Pacjenci czasem zgłaszają się z inną chorobą, a leczy się inną. Do gabinetu Ewy w Łomży, wniesiono mężczyznę, który nie chodził. Cierpiał na świąd skóry. Ewa stwierdza zator w tętnicach udowych. Na miejscu kompleksowo stosuje akupresurę, bioterapię i pole elektromagnetyczne. Zadaje "pracę domową" pacjentowi i jego żonie: czyszczenie wątroby, dieta i masaże. Na następną wizytę "w sprawie świądu" pacjent wszedł na trzecie piętro o własnych siłach.
Ludzie przychodzą tu zazwyczaj, gdy wszystkie inne metody zawiodą. Kobieta z gośćcem przewlekłym straciła już nadzieję na wyzdrowienie. Po 10 dniowym poście urynowym oraz nacieraniu i okładach moczem zapomniała o chorobie. Podobnie jak stary rolnik z ciężką astmą: po 11 dniach całkowitego postu urynowego zadzwonił, że nie bierze już leków i właśnie robi sianokosy.
Zgłosiła się raz młoda kobieta z nowotworem piersi. Czekała ją amputacja i chemioterapia. Z wywiadu okazało się, że całe życie cierpiała na zaparcia. Doktor Ewa stwierdziła złogi w drogach żółciowych oraz zmiany w macicy i jajnikach. Zaleciła odtrucie organizmu, zmianę diety, lewatywy, codzienną akupresurę (masaż stóp), okłady z moczu na piersi, okłady na brzuch z rycyny. Następnie zrobiła fantomową, bezkrwawą operację. Półtora miesiąca później guzy piersi zmalały o połowę, a kobieta wyglądała dziesięć lat młodziej i wróciła jej radość życia.
Inna młoda kobieta trafiła do Ewy po kilkuletnim, bezskutecznym leczeniu lęków. Strach tak ją paraliżował, że nie ruszała się z domu bez obstawy i telefonu komórkowego. Okazało się, że miała zmiany w nerkach i kręgosłupie. Ewa przeprowadziła zabieg regresingu: w poprzednich wcieleniach kobieta była torturowana, przebita nożem, tonęła, płonęła. Lekarka do swej terapii dołączyła wizualizacje i afirmacje. Polega to na pisaniu codziennie jakichś pokrzepiających zdań. Na przykład: Ja, Anna, jestem zdrowa, szczęśliwa i bezpieczna, mam wymarzoną pracę i miłość. Potem 10 razy: Ty, Anno, jesteś zdrowa... Wreszcie 10 razy: Ona, Anna, jest zdrowa....
Często uleczeni już pacjenci przynoszą całe zeszyty zapisane różnymi afirmacjami.
Do Ewy przyjeżdżają również lekarze. Przywożą pacjentów, którym nie potrafią już pomóc. Niekiedy sami są chorzy. W czasie długiej wizyty Ewa tłumaczy im, jak bardzo serce zależy od jelit, i co leki niszczą, zamiast leczyć. Pod koniec spotkania lekarze wykrzykują: I co ja mam teraz zrobić? Przecież ja truję a nie leczę!
Ewa uzdrawia przypadki mniej i bardziej zaawansowane. Ale rokowania są tym lepsze, im mniejsza była ingerencja w organizm. Chemia i operacje, nawet biopsja (czyli pobranie wycinka guza do badań) zmniejszają zdolność organizmu do regeneracji.
Niedowiarki mówią, że ludzi leczy autosugestia. Jeśli nawet: dlaczego ironicznie mówić o sile, która ratuje życie? Skoro to proste, to czemu lekarze nie potrafią u swoich pacjentów uruchomić takiej siły? Czy szlachetniej jest umrzeć na stole operacyjnym, niż uratować życie autosugestią?
Ale siła autosugestii nie wyczerpuje tematu. Dowodzą tego przykłady uzdrawiania zwierząt. Pewien hodowca poprosił Ewę do chorej krowy, której nie goiła się rana po cesarskim cięciu. Lekarka zobaczyła, że zwierzę leży na gumowym materacu i w miejscu napromieniowanym. Wystarczyło przenieść legowisko, materac zamienić na słomę i doładować zwierzę bioenergią.
Inną krowę dr Ewa wyleczyła z opuchlizny kończyn. Mając tylko kępkę włosów z jej ogona leczyła zwierzę na odległość wahadłem, tak zwanym dużym Izisem.
A pewien sznaucer cierpiący na brucelozę, któremu groziło już uśpienie, wbiegał do niej na 3 piętro, kładł się i leżał spokojnie, póki wahadło kręciło się nad chorym miejscem. Gdy się zatrzymywało, wychodził. Pies żyje do dzisiaj.
Ewa uważa, że jedną z najskuteczniejszych kuracji jest urynoterapia. Mocz wykorzystuje się do picia, okładów i nacierań. Ale po uprzednim poście. Nie należy tego robić samemu i bez konsultacji z Ewą Hankiewicz, która pracuje ze swoim asystentem, Grzegorzem Szymańskim, naturoterapeutą. Oboje wiele wysiłku wkładają w wytłumaczenie ludziom, że mogą się leczyć sami.
Skończyła wiele kursów i nabyła wiele umiejętności, dzięki którym może leczyć nie tylko ciało człowieka, ale również jego myśli i otoczenie. Akupunktury uczył ją profesor Garnuszewski, chirurgii fantomowej - Nora Nix. Stosuje hipnozę, radiestezję medyczną, laseroterapię, ziołolecznictwo, homeopatię, olejoterapię, akupresurę, bioterapię, chromoterapię (leczenie kolorami).
Włącza również inne, subtelniejsze metody. Na przykład wiedzę o feng shui i kwiatach.
Pewna pacjentka miała raka macicy z przerzutami do płuc. Rozmowa ujawniła, że w jej sypialni rozpanoszył się bluszcz. Pokrywał cały sufit. Wyrastał z małej doniczki, więc czym żył? Energią kobiety. Leczenie trzeba było zacząć od wyrzucenia rośliny.
W rodzinnej kamienicy Ewy w Lublinie ponad 40 osób zmarło na raka. To nie przypadek. Dom stoi na silnej żyle wodnej. Zawsze trzeba zbadać radiestezyjnie otoczenie, w którym żyjemy - powtarza lekarka każdemu ze swych pacjentów.
Uwaga! Terapie oliwą i uryną można przeprowadzać tylko pod okiem lekarza lub terapeuty.

http://images45.fotosik.pl/277/a8da7eb6cedcebbf.gif

http://images40.fotosik.pl/272/c9084b9fbb8cdea5.jpg

http://images39.fotosik.pl/272/f327b6e48fff9eb7.jpg

W numerze 9/98:

Offline

 

#2 2013-12-30 23:30:42

Anna Bettil

Udzielajacy się

48454062
Zarejestrowany: 2013-12-27
Posty: 207
Punktów :   

Re: Zbawienne oczyszczanie

Beata_Kalinowska napisał:

- Potrafię dostrzec wiele rzeczy patrząc w cudze oczy. Ale sama wobec siebie jestem zupełnie ślepa. Jakby jakaś siła z góry broniła mnie przede mną. Nawet gdy moja córka bardzo poważnie zachorowała, nie byłam w stanie zobaczyć jak się to skończy. Na szczęście od tego mam babcię Margo.

http://images50.fotosik.pl/276/d1aa63cb0a99f4ff.jpg

Jak co roku wraz z mężem Adamem i pięcioletnią córką Alicją polecieli do Batumi, by odwiedzić rodzinę. Aida, choć obdarzona przez los darem jasnowidzenia tak niesamowitym, iż bez trudu wychwytuje niebezpieczeństwa czyhające na innych, w swoich sprawach jest zupełnie bezbronna. Nie przewidziała więc, że po przyjeździe do Batumi jej córeczka zatruje się tak bardzo, że przez kilka dni będzie na granicy życia i śmierci. Aida odchodziła od zmysłów, błagając wszelkie siły na niebie i ziemi o pomoc. I wtedy zjawiła się w jej śnie babcia Margo. Weszła do pokoju małej, uśmiechnęła się i odeszła zadowolona. Niczego ze sobą nie zabrała. Aida obudziła się pewna, że Alicja wyzdrowieje. Babcia Margo nigdy się nie myliła. I za życia, i po śmierci. W Batumi jej przepowiednie zawsze odbierano jak ostateczny wyrok.

Margo była jeszcze małą dziewczynką, kiedy po raz pierwszy z fusów od kawy przepowiedziała sąsiadowi kłopoty ze zdrowiem. Sprawdziło się co do joty i Margo od razu zyskała szacunek należny jasnowidzom. Ale jej matka, Ariusak, wcale się tą sławą córki nie ucieszyła. Zbyt dobrze znała los swojej matki Zofii, która też była jasnowidzem. Wprawdzie Zofia przepowiedziała, że jej wnuczka również będzie miała tę moc i że nie ma sensu się temu opierać, ale Ariusak postanowiła walczyć. Przede wszystkim starała się trzymać Margo z dala od babki. Tymczasem dziewczyna coraz częściej zauważała w sobie ten dziwny dar.
Miała dziewiętnaście lat i w całym Batumi nie było wdzięczniejszej istoty. Zachwycało w niej wszystko - figura, twarz, włosy i otwarta na ludzi dusza. I tylko jej piękne oczy potrafiły przestraszyć. Nie miały dna. Patrząc w nie można było zajrzeć nie tylko w duszę dziewczyny, ale i w cały wszechświat. Nim jeszcze piękna Margo zdołała poznać smak miłości, o jej przyszłość zadbała matka. Trzeźwo myśląca Ariusak postanowiła wydać córkę za bogatego ormiańskiego kupca. I pewnie tak by się stało, gdyby nie Joska.

Zobaczył dziewczynę na ulicy przypadkiem i zakochał się od pierwszego wejrzenia. Na śmierć i życie. Nie miał zamiaru liczyć się z planami Ariusak. Margo musiała być jego. Jeszcze tej samej nocy porwał dziewczynę z rodzinnego domu i wyznał jej miłość. W głębi duszy Margo była szczęśliwa z takiego obrotu sprawy. Nie potrafiła jednak postąpić wbrew woli matki. Nazajutrz uciekła. Joska porwał ją więc ponownie i zapowiedział, że będzie to robił aż do skutku.
Wygrał. Ariusak po wnikliwej konsultacji z matką i przestudiowaniu wzorów, w jakie układały się fusy od kawy zdecydowała, że nie ma co przeciwstawiać się losowi, skoro wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, iż młodzi są sobie przeznaczeni. A w Batumi z przeznaczeniem nikt nie walczy. Wiadomo, że losu się nie oszuka. Samą Ariusak też kiedyś wydano za mąż wbrew jej woli. I choć podporządkowała się rodzicom, to przecież szczęśliwy małżonek cieszył się czternastoletnią żoną niespełna pół roku. Zmarł nagle, by ustąpić miejsca temu, z którym naprawdę miała dzielić życie.

Przeznaczenie, które związało Joska z Margo niosło w sobie coś więcej, niż tylko szczęście dwojga ludzi. W Batumi, kilka ulic dalej, mieszkała Anna, rówieśnica Margo i jak ona obdarzona darem jasnowidzenia. I ją również wbrew jej woli wydawano za mąż, i to dwukrotnie. I za każdym razem wybrany przez rodziców kandydat zaraz po ślubie zapadał na jakąś dziwną, zawsze śmiertelną, chorobę. Trzeciego męża wybrała sobie Anna sama. Dopiero z tego związku narodziła się jej córka - Ałła. Los tak dostosował tempo tych wydarzeń, by Ałła dorosła do małżeństwa dokładnie w tym czasie, kiedy Leon - syn Margo i Joska - zaczął się rozglądać za kandydatką na żonę. Szukał długo, nim wreszcie poznał Ałłę. Na ich ślubie spotkały się Anna i Margo - dwie matki jasnowidzki. Wiedziały, że czeka je ważna misja. Od tej pory nie rozstawały się ani na chwilę. Swojej wnuczce musiały przekazać wszystko, co wiedzą o jasnowidzeniu i opiekować się nią do czasu, gdy zda sobie sprawę ze swego daru i rozwinie go na tyle, żeby mogła pomagać ludziom.
Kiedy w rok później przyszła na świat Aida, solidarnie otoczyły ją swoją mocą. Urodzonego w siódmym miesiącu ciąży noworodka babcia Anna przepuściła przez swoją koszulę, by z pomocą boskich mocy przeżył. Babcia Margo opiekowała się obiema. Robiła to z dala od Aidy, bo wiedziała, że wypowiadane przez nią zaklęcia sprawdzają się. I to bez względu na to, czy tego chce, czy nie. Zdarzało się, że dość krewka niewiasta rzucała w nerwach jakieś przekleństwa. Dla adresata kończyło się to zawsze przykrym doświadczeniem.
Pewnego razu Margo od rana stała w kolejce po mięso. Jej brat Iwan następnego dnia szedł do wojska, więc według zwyczaju chciała go pożegnać uroczystą kolacją. Kiedy Margo była już blisko lady, jedna z kobiet wepchnęła się po znajomości na zaplecze sklepu i wykupiła ostatnie kawałki mięsa i wędlin. Margo zirytowana do ostateczności krzyczała na całą ulicę: ăObyś swojemu wnukowi też nie mogła wydać kolacji, kiedy będzie szedł do wojskaŇ. Nikt się tym zbytnio nie przejął. W ZSRR awantury przed sklepami z mięsem były na porządku dziennym. Aliści po paru latach przekleństwo Margo sprawdziło się co do joty. Wnuk przeklętej kobiety zginął w wypadku samochodowym na dwa dni przed poborem.
Margo nigdy nie wybaczyła sobie tych słów. Odtąd swego daru używała tylko wtedy, gdy ktoś potrzebował pomocy. Broniła też mieszkańców Batumi przed tureckimi czarami. Odczyniała rzucane przez Turków na Ormian zaklęcia i sporządzała ochronne talizmany. A kiedy Aida stanęła przed życiowym wyborem czy wyjść za jednego ze starających się o jej rękę amantów, babcia Margo zabrała ją na rozstajne drogi, by powróżyć "z klucza".

http://images46.fotosik.pl/275/0f84a57fc41178a4.jpg

Babcia wzięła z szafy klucz, który służył za swego rodzaju amulet i udałyśmy się za miasto, na skrzyżowanie dróg - wspomina Aida. - Szłam obok niej. Szeptała do siebie pod nosem. Nagle stwierdziła, że chłopak, z którym chodziłam, nie jest dla mnie. Uwierz mi, to jeszcze nie to - przekonywała. Ledwo zdążyła to powiedzieć, gdy z pobliskiego rowu wyskoczył kot, a za nim rozwścieczony pies. I wtem kot stanął w miejscu, wygiął się w pałąk i wystawił pazury, a pies wyszczerzył zęby i zaczął warczeć. Widzisz dziecko - to jest znak. Tak by wyglądało wasze małżeństwo. Mówię ci, on nie jest dla ciebie. Chwilę później obok nas przejechał zmierzający ku granicy autobus. To też znak - stwierdziła babcia. Twój przyszły mąż będzie obcokrajowcem i zabierze cię do innego kraju. Nie bój się iść za nim. Będziesz szczęśliwa.

Wierzyłam babci, ale prawdę mówiąc wszystko to wydało mi się wówczas zupełnie nierealne. W tamtych czasach opuszczenie ZSRR nie było proste, a małżeństwo z obcokrajowcem mogło przysporzyć wielu kłopotów.
Minął rok. Aida wyjechała na studia ekonomiczne do Kijowa, a chłopak z którym chodziła ożenił się z inną dziewczyną. Któregoś dnia poznała Adama - Polaka studiującego na politechnice w Kijowie. Babcia Margo widząc go po raz pierwszy powiedziała: to twój przyszły mąż. Dziś Aida jest żoną Adama. Mieszkają w Lublinie.

Teraz Margo mogła już spokojnie wybierać się na tamtą stronę. Któregoś dnia zabrała wnuczkę do kościoła i modliła się przy niej żarliwie, by w godzinie śmierci nie być dla rodziny ciężarem dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. Potem wezwała do siebie babcię Annę.
- Wszyscy byliśmy zaskoczeni - opowiada Aida. - Przy kolacji babcia Margo oświadczyła pogodnie, że już za kilka dni odejdzie z tego świata. Śnił się jej bowiem nowy drewniany dom, a jedynym domem, na który ją stać jest trumna. Zobowiązała Annę, żeby zajęła się jej pogrzebem i dopilnowała, by odbył się z zachowaniem wszystkich ormiańskich zwyczajów. Babcia wyglądała na absolutnie zdrową i cała rodzina była przekonana, że jeszcze niejednego przeżyje. Ale Margo upierała się przy swoim, a Anna przyrzekła uroczyście, że wszystkiego dopilnuje. Obie kobiety rozumiały się doskonale.
http://images45.fotosik.pl/277/a9c010cb815d8241.jpg

Minęło parę dni. Margo dostała wylewu. Lekarze twierdzili, że jest w takim stanie, że powinna umrzeć natychmiast. Ale Margo, kpiąc z medycyny, żyła. Jedynie Anna wiedziała, co jest przyczyną. Parę spraw w rodzinie trzeba jeszcze było załatwić, by Margo mogła odejść spokojnie. Nakazała więc ochrzcić wszystkie nie ochrzczone dzieci i wezwać mieszkającego w Moskwie kuzyna, z którym umierająca musiała się pożegnać. I faktycznie, kiedy tylko kuzyn stanął przy jej łóżku, dotknęła go lekko, po czym uśmiechnięta odeszła w zaświaty.
Od chwili wylewu do zgonu minęły 23 godziny i czterdzieści pięć minut. Tak jak chciała, nie męczyła nikogo dłużej niż dwadzieścia cztery godziny. A Anna dopilnowała wszystkiego. Następnego dnia po pogrzebie Margo odwiedziła ją i uradowana podziękowała.
Stamtąd nadal opiekuje się całą rodziną. Musi. Wie bowiem, że córka Aidy też będzie miała córkę, którą los obdarzy mocą jasnowidzenia. Ten zadziwiający dar musi trwać w rodzinie.


Jerzy Gracz

W numerze 10/98:

Offline

 
Tutaj możesz wpisać treść, która ma sie ukazać w stopce forum.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.retroswiat.pun.pl www.gramy24.pun.pl www.informatykaiekonometria.pun.pl www.tibiaworldots.pun.pl www.czarnywrzesien.pun.pl