FORUM EZOTERYCZNO WRÓŻBIARSKIE WRÓŻBY ONLINE

1 pytanie gratis na portalu (WRÓŻBA)

Ogłoszenie

Witam na forum Wróżby Online Jest to była strona wrozby.mojeforum.net

#1 2013-12-30 23:14:49

Anna Bettil

Udzielajacy się

48454062
Zarejestrowany: 2013-12-27
Posty: 207
Punktów :   

Budda - genialny psychoterapeuta

Beata_Kalinowska napisał:

350 milionów ludzi podąża ścieżką, którą dwa i pół tysiąca lat temu wytyczył Budda. Dziś już nie tylko w Azji, lecz niemal w każdym zakątku świata, również w Polsce. Co sprawia, że buddyzm zrodzony na Wschodzie tak fascynuje i pociąga człowieka Zachodu?

http://images47.fotosik.pl/920/8124f3a8e3c6155e.jpg


Założyciel buddyzmu nie był Bogiem ani nie doznał boskiego objawienia. Podkreślał, że jest tylko człowiekiem i nie chce, by oddawano mu nabożną cześć. Stało się inaczej. Wielu ludzi, którzy nie potrafią w pełni zrozumieć nauk Buddy, modli się do niego, składa mu ofiary, prosi o łaski. Nazywał się Siddartha Gautama. Urodził się w piątym, może szóstym wieku przed Chrystusem, w arystokratycznej rodzinie. Legenda głosi, że zamożny ojciec wychowywał go w cieplarnianych warunkach. Któregoś dnia, już jako dorosły mężczyzna, Siddartha opuścił jednak pałac i spotkał kolejno: zgrzybiałego starca, człowieka pokrytego wrzodami, kondukt pogrzebowy i promieniującego spokojem ascetę. Tak dowiedział się o istnieniu starości, chorób i śmierci. W opowieści tej kryje się głębsze przesłanie. Kto dzięki bogactwu i władzy izoluje się od świata, nie wie, czym naprawdę jest życie. Nie zdaje sobie sprawy, że także jego dotknie to co zobaczył przyszły Budda. Bo nieodłącznym elementem życia jest cierpienie.

Najgłębsza prawda o życiu
– Dlaczego musimy cierpieć? – pytał Siddartha. Odpowiedź, której udzielił, stała się fundamentem buddyzmu.
Nie znalazł jej od razu. By nic nie przeszkadzało mu w poszukiwaniach, porzucił pałac, rodzinę i wyruszył na wędrówkę po Indiach. Spotykał hinduskich ascetów, którzy wcześniej zerwali z cywilizacją. Żaden z nich nie potrafił mu udzielić satysfakcjonujących wyjaśnień. W końcu sam zaczął się umartwiać. Robił to tak gorliwie, że omal nie umarł z głodu i wyczerpania. Wtedy zrozumiał, że droga do poznania prawdy nie prowadzi przez skrajną ascezę. Przestał dręczyć swoje ciało, usiadł pod drzewem figowym i pogrążył się w medytacji. Tradycja głosi, że tkwił tam nieruchomo przez 49 dni. Książę demonów Mara próbował przerwać jego kontemplację, na przemian kusząc i strasząc. Siddartha nie dał jednak ani uwieść powabnym córkom Mary, ani zastraszyć potworom.
Wytrwał, dotarł do kresu poznania i doznał wewnętrznego oświecenia. Stał się Buddą, czyli Przebudzonym, Oświeconym.
Po przebudzeniu zaczął głosić nową naukę. Świadkami jego pierwszych wystąpień było pięciu uczniów. Grono słuchaczy szybko się jednak powiększało, gdyż wieść o pojawieniu się mędrca, który poznał najgłębszą prawdę o życiu, rozniosła się po okolicy. Po sześciu latach poszukiwań Budda z przekonaniem odpowiadał bowiem na pytanie, które sam sobie kiedyś zadał: Dlaczego człowiek musi cierpieć?
– Cierpimy, bo dążymy do spełnienia swoich pragnień – tłumaczył. – Jednak jeśli je spełnimy, to albo przychodzi rozczarowanie i zaczynamy pragnąć czegoś innego, albo strach przed utratą tego, co zdobyliśmy.
Te pragnienia dotyczą nie tylko rzeczy materialnych, ale także ambicji, pasji i… życia. Budda uczył, że wszystko to są rzeczy przemijające i złudne. Pragniemy więc nie tego, czego powinniśmy i dlatego cierpimy. Bo kiedy człowiek nie wie, kim jest i traci siły na pogoń za tym, co wydaje mu się szczęściem, a naprawdę jest ulotne jak wiatr, nieuchronnie dopadnie go zły los.

Wędrujące dusze
Uczniowie pytali mistrza, czy skoro poznał prawdę o przyczynach cierpienia, wie także, jak go uniknąć. I Budda odpowiadał, że jedynym sposobem jest wyzbycie się złudnych pragnień. Logiczne, ale czy wykonalne? Jak wyrzec się wszystkiego, co wydaje się sensem życia? Zdaniem założyciela buddyzmu można tego dokonać właśnie dlatego, że tylko „wydaje się”. Przebudzenie to bowiem nic innego, jak poznanie najgłębszych, najbardziej prawdziwych pragnień człowieka. Ich już wyrzekać się nie trzeba, bo według Buddy są nimi miłość i współczucie dla wszystkich ludzi. Zdobycie tej wiedzy wymaga wielu wyrzeczeń i wysiłku, ale tylko ona pozwala odróżnić złudzenia od rzeczywistości. Kto jej nie posiądzie, wciąż będzie gonił za majątkiem, karierą, władzą i nie uniknie cierpienia. Jeśli nie w tym, to w następnym życiu. Jednym z podstawowych dogmatów buddyzmu jest bowiem wiara w reinkarnację, czyli wędrówkę dusz. Ale to nie Budda stworzył tę ideę. W jego czasach była już w Indiach tak rozpowszechniona, że uznał ją za oczywistą i niepodlegającą dyskusji.
Bez reinkarnacji nauka Siddarthy Gautamy byłaby jedynie zbiorem zasad moralnych, a nie religią. To ona tłumaczy, dlaczego cierpią również istoty tak niewinne jak dzieci czy ludzie wolni od żądzy posiadania i wygórowanych ambicji.
Według buddyzmu życie ani nie zaczyna się w momencie narodzin, ani nie kończy wraz ze śmiercią. To tylko dusza zmienia swą cielesną powłokę, a o jej losie decyduje karma – suma uczynków popełnionych w poprzednich wcieleniach.
Im zatem więcej zła człowiek wyrządzi w obecnym życiu, tym więcej cierpienia zazna w następnym. Dlatego celem nakazanych przez Buddę wyrzeczeń nie jest troska o poprawę obecnej sytuacji człowieka, lecz o przyszłość jego duszy.

Wieczny spokój
– Tak, jestem buddystką – zapewniała mnie Aneta, którą spotkałem w jednej ze świątyń w Laosie. – Pracuję w nieustannym stresie i gdyby nie codzienna medytacja, pewnie bym zwariowała. Na urlop od kilku lat wyjeżdżam do Azji, żeby uciec od naszego zwariowanego świata i spędzić jak najwięcej czasu w ciszy klasztorów. Wracam jak nowo narodzona.
Podobnie myśli wielu Europejczyków i Amerykanów płacących ciężkie pieniądze za kursy medytacji. Nie ma w tym nic złego, ale traktowanie medytacji i innych praktyk jak środka na poprawę samopoczucia to mylenie religii z psychoterapią i technikami relaksacyjnymi. Prawdziwy buddysta nie medytuje po to by odzyskać spokój wewnętrzny czy energię potrzebną do zmagań z problemami codzienności. Dąży do trwałej wewnętrznej przemiany i zdobycia wiedzy, która uchroni go przed skażeniem duszy nowymi „grzechami”.
Wierzy, że dzięki temu w następnych wcieleniach będzie się coraz bardziej zbliżał do ostatecznego celu, jakim jest wyrwanie się z koła samsary, czyli cyklu kolejnych narodzin i śmierci. Gdy tego dokona, jego dusza pogrąży się nirwanie.
To kluczowe dla buddyzmu i trudne do zrozumienie nawet dla jego wyznawców pojęcie. Najczęściej określa się je jako nieskończoną pustkę lub nicość, ale nie jest to ścisła definicja.
– Nirwana nie jest pustką – tłumaczyli mi mnisi ze Sri Lanki. – To jakby miejsce poza czasem i przestrzenią, w którym dusza nie zaznaje żadnych emocji, uczuć i pokus, więc niczego już nie pragnie i na zawsze uwalnia się od cierpienia. Trwa w wiecznym spokoju.


http://images50.fotosik.pl/920/4abad29e528f23f8.jpg

Tysiące relikwiarzy
Pierwszym człowiekiem, który osiągnął nirwanę, był Budda. Zmarł jednak w zupełnie prozaicznych okolicznościach. Przez 30 lat przemierzał Indie i szerzył swoją naukę. Już jako schorowany starzec dotarł do wioski Kusinar. Tam przyjął od kowala imieniem Czunda zaproszenie na wieczerzę i nie chcąc urazić gospodarza, zjadł ciężkostrawną potrawę z grzybów. Następnego dnia zapadł na ciężką biegunkę. W ostatnich słowach prosił Czundę, by nie obwiniał się o jego śmierć, gdyż ten, kto ze szczerego serca podał Buddzie ostatni posiłek, zasługuje na wielki szacunek. I pogrążony w głębokiej medytacji skonał. Jego ciało poddano kremacji, ale gdy wieść o odejściu duchowego mistrza rozniosła się, wielu książąt, którzy przyjęli jego naukę, prosiło o przesłanie relikwii. Uczniowie zebrali pozostałości po spalonych kościach, podzielili na dziesięć części i przekazali wysłannikom władców.
Kiedy szczątki Buddy dotarły do miejsc przeznaczenia, złożono je w specjalnie wybudowanych wielkich relikwiarzach. Tak powstały najbardziej charakterystyczne buddyjskie budowle – stupy. Z czasem w podobny sposób zaczęto traktować prochy świątobliwych mnichów, a nawet fragmenty ich szat i sprzętów, których używali za życia. Dlatego w krajach, które przyjęły buddyzm, można dzisiaj oglądać tysiące stup. Wszystkie składają się z trzech podstawowych elementów: iglicy, kopuły i kwadratowej podstawy.
– Iglica jest symbolem miłosierdzia – tłumaczą opiekujący się stupami mnisi. – Kopuła oznacza nirwanę, a podstawa równowagę i umiar.

Przewodnik duchowy
Budda nie spisał swoich nauk. Zrobili to po jego śmierci uczniowie, a ich dzieło zatwierdził pierwszy buddyjski „sobór”, w którym uczestniczyło 490 duchowych spadkobierców zmarłego. W tych czasach umiejętność czytania nie była jeszcze powszechna, więc świętych tekstów uczono się na pamięć. Zapamiętanie a zrozumienie to jednak dwie zupełnie inne rzeczy. Zwłaszcza w przypadku tekstów religijnych, których sens można odczytywać na różne sposoby. Te różnice szybko dały o sobie znać, a wokół buddyjskich mędrców dokonujących własnej interpretacji nauczania Buddy zaczęły powstawać tak zwane szkoły. Nie minął wiek od śmierci Przebudzonego, a w Indiach powstało ich ponad 20. Raz jeszcze potwierdziła się słuszność przysłowia głoszącego, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Tak jak Żydzi nie zaakceptowali nauk Jezusa, tak mieszkańcy Indii odrzucili nauczanie Buddy. Najbardziej przyczynili się do tego bramini, tworzący najwyższą kastę kapłani hinduistyczni, obawiający się utraty uprzywilejowanej pozycji. Budda przekonywał bowiem, że o statusie człowieka nie powinno decydować pochodzenie, lecz sposób postępowania. Tymczasem do kast należało się z urodzenia. Zaniepokojeni kapłani zapytali kiedyś Buddę, kto według niego powinien zostać braminem.
– Prawdziwy bramin – odpowiedział – to człowiek, który pokonał w sobie zło, uwolnił się od pychy, jest pełen miłosierdzia, pokory i prawości.
Oznaczało to że duchowym przewodnikiem może zostać każdy. Na to członkowie kasty kapłańskiej się nie zgadzali i stopniowo doprowadzili do wyparcia buddyzmu z Indii. Dziś wyznaje go zaledwie 2% mieszkańców tego kraju.

Prawo karmy
Buddyzm jednak nie zniknął, lecz znajdował wyznawców w innych rejonach świata. Misjonarze ponieśli go do Birmy, Tajlandii, Sri Lanki, Laosu, Chin, Korei, Japonii. Pod wpływem lokalnych tradycji zmieniał się i dzielił na nowe szkoły.
Budda w swoim nauczaniu nie mówił o Bogu ani o bogach, nie dociekał, kto stworzył świat, skąd wzięło się na nim Zło. Ta powściągliwość prowadzi czasami do uznawania buddyzmu za system ateistyczny. Gdy tak określił go papież Jan Paweł II wyznawcy mocno zaprotestowali.
Ich religia nie wyklucza bowiem ani istnienia Boga, ani innych bytów nadprzyrodzonych. Nie zajmuje się jednak dociekaniami, kim są i w jaki sposób wpływają na losy ludzi.
– Człowiek nie zna samego siebie, więc jak może poznać bogów? – odpowiadał Budda na pytania uczniów.
I wyjaśniał, że jesteśmy istotami tak trudnymi do ogarnięcia i opisania jak płomień ogniska – pozornie wciąż ten sam, a przecież w każdym momencie inny. Dlatego wystarczająco trudnym zadaniem jest poznanie prawdy o sobie i życie w zgodzie z nią. Decyzja o sposobie wypełniania tego zadania zależy wyłącznie od człowieka. Bo to on a nie bogowie decydują o stanie jego duszy. Jeśli skazi ją złem i w przyszłym wcieleniu zazna większego cierpienia, sam sobie będzie winny. To nieubłagane prawo karmy.

Wielkim Wozem do nirwany
Mimo różnic między szkołami, prawo karmy uznają wszystkie. Inaczej podchodzą natomiast do możliwości osiągnięcia nirwany poprzez wyrwanie się z koła narodzin i śmierci. Najbardziej ogólny jest podział między rygorystami i liberałami.
Pierwsi głoszą, że szansę na nirwanę ma jedynie ten, kto żyje w ubóstwie, nie posiada niczego, zachowuje czystość seksualną i oddaje się codziennej wielogodzinnej medytacji. Na ostateczne uwolnienie duszy od cierpienia mogą więc liczyć tylko nieliczni. Ten nurt buddyzmu nazywa się Małym Wozem – hinajaną. Bardziej optymistyczni są zwolennicy mahajany, czyli zdolnego „pomieścić więcej pasażerów” Wielkiego Wozu. Ich zdaniem do nirwany może zmierzać każdy, kto wiedzie godziwe, choć świeckie życie oraz wspiera ofiarami modlących się i medytujących także w jego imieniu mnichów.
Ze składanych ofiar mnisi nie tylko się utrzymywali, ale także budowali klasztory, świątynie i posągi Buddy. Wierni pielgrzymują do tych miejsc, by prosić o pomoc w rozwiązywaniu problemów i dziękować za otrzymane łaski. W zasadzie jest to sprzeczne z nauczaniem Buddy, który nawet wybierając zwyczajny rodzaj śmierci, podkreślił, że nie jest Bogiem. Bicie pokłonów przed jego wizerunkami wygląda więc na bałwochwalstwo.
– Nie ma znaczenia, czy szukasz prawdy o sobie w lesie, w świątyni czy przed posągiem Buddy – rozwiewał moje wątpliwości mnich z klasztoru w Hemis, w indyjskiej części Tybetu. – Buddystą nie zostaje się przez złożenie wyznania wiary i uczestniczenie w obrzędach.
To tylko środki, które mogą pomóc w odnalezieniu drogi do oświecenia. Ale tę drogę każdy musi znaleźć i pokonać sam.


Milczenie Buddy

Buddę wielokrotnie pytano, czy istnieją bogowie, dobre i złe duchy, świat nadprzyrodzony. Ponieważ unikał odpowiedzi, przypierano go do muru, pytając, dlaczego milczy. Wyjaśnił wówczas, że zastanawianie się nad tymi problemami przypomina zachowanie człowieka trafionego strzałą, który zamiast ją wyjąć, chce się koniecznie dowiedzieć, kto strzelał, dlaczego, jak wyglądał, z jakiego pochodził rodu. Zanim ranny pozna prawdę, umrze. Tak samo muszą się skończyć rozważania o bogach, więc zamiast tracić na nie czas, należy się skupić na doskonaleniu samego siebie.

Buddyjskie mantry
Jednym ze środków ułatwiających oczyszczanie umysłu jest wielokrotne powtarzanie świętych formuł. Te zdania, pojedyncze słowa, a nawet sylaby nazywa się mantrami. Można je wypowiadać głośno, wyśpiewywać, szeptać lub recytować w myślach. Najbardziej znana jest tybetańska mantra „Om mani padme hum”, którą można przetłumaczyć jako inwokację do Buddy: „Ty, który jesteś Klejnotem w Lotosie”. Niemal magiczną moc przypisuje się świętej buddyjskiej sylabie „om”, która wypowiadana niskim głosem wywołuje wibracje otwierające umysł na rzeczywistość ponadzmysłową. Niektóre buddyjskie szkoły wymagają powtarzania mantr ściśle określoną ilość razy. By nie popełnić pomyłki, wierni przesuwają przypominające nasz różaniec koraliki nanizane na sznurek. Zazwyczaj jest ich 108, w wersji miniaturowej – 27. Tybetańczycy używają do mantrowania młynków modlitewnych.

Ośmioraka ścieżka
W pierwszym kazaniu wygłoszonym po przebudzeniu Budda przedstawił drogę, którą należy podążać, by zbliżać się do nirwany. Te zasady nazywa się szlachetną ośmioraką ścieżką. Składają się na nią:
• Właściwy pogląd – postrzeganie wszystkich rzeczy takimi, jakimi są naprawdę.
• Właściwe myślenie – wolne od emocji, żądz i złych uczuć.
• Właściwe słowo – panowanie nad tym, co się mówi, wyrzeczenie się kłamstwa i obłudy, unikanie zbędnego gadulstwa.
• Właściwe postępowanie – wyrzeczenie się wszelkiej przemocy, używek, alkoholu, żądzy gromadzenia dóbr materialnych.
• Właściwe życie – utrzymywanie się z pracy, która nie wymaga łamania żadnej z zasad ośmiorakiej ścieżki.
• Właściwe dążenie – zmierzanie do poznania prawdy o sobie i duchowego oświecenia.
• Właściwe skupienie – wykonywanie każdej czynności tak, by zawsze wiedzieć, co i dlaczego się robi.
• Właściwa medytacja – prowadząca do oświecenia, a nie chwilowej poprawy samopoczucia.



Słownik

samsara - Dosłownie znaczy: wędrówka. W buddyzmie to cykl życia i śmierci w kolejnych wcieleniach. Podlegają mu wszystkie żyjące istoty (ludzie, zwierzęta, nawet bogowie). Z koła samsary uwolnić się można jedynie przez osiągnięcie stanu nirwany (patrz obok).

nirwana - To ustanie wszelkich pragnień. Stan nicości, rozumiany jako wyzwolenie umysłu od żądz i wszelkich zbędnych pragnień, które stanowią przyczynę cierpienia. Żeby znaleźć się w stanie nirwany, trzeba osiągnąć oświecenie.

mandala - Charakterystyczny dla sztuki buddyzmu motyw artystyczny. Ma on duże znaczenie religijne. Tworzenie i niszczenie mandali traktowane jest jak rodzaj medytacji. Mandala to połączenie koła i kwadratu. Koło symbolizuje niebo i nieskończoność, natomiast znajdujący się wewnątrz niego kwadrat oznacza to co związane jest z ziemią i człowiekiem.

medytacja - Praktyka, której celem jest samodoskonalenie. Nam może kojarzyć się z rozmyślaniami. Tymczasem medytacja buddyjska jest ich przeciwieństwem: ma oczyścić umysł z myśli, wyobrażeń i doznań, doprowadzić do dostrzeżenia pustości wszystkich zjawisk i braku własnego „ja”. Dzięki temu człowiek wyzbywa się wszystkich pragnień.

Kazimierz Pytko

Offline

 
Tutaj możesz wpisać treść, która ma sie ukazać w stopce forum.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.unde.pun.pl www.jumpstyle-polska.pun.pl www.mc-rpg.pun.pl www.public-ventrilo.pun.pl www.angelteamasg.pun.pl